Po transformacji ekonomicznej lat 90., Polska przez lata starała się przyciągać zagranicznych inwestorów. Główną zachętę dla nich stanowią konkurencyjne, często zaniżane stawki podatkowe oraz niskie koszty pracy. Ten „nowy przemysł” to często podmiejskie „specjalne strefy ekonomiczne”. Na pierwszy rzut oka podobne do „parków przemysłowych” fotografowanych czterdzieści lat temu w Kalifornii przez Lewisa Baltza. Jednak Polska to nie Kalifornia. Tu większość z hal zajmują nie mityczne, domorosłe firmy technologiczne, ale montownie, magazyny i sektor logistyczny. Technologia nie jest tu wymyślana, ale wykorzystywana. Czasem, jak w Amazonie, do kontroli całości procesu pracy – w tym samych pracowników.
Od kilku miesięcy pracuję nad projektem, który z różnych stron ma spoglądać na sposób, w jaki funkcjonuje w Polsce Amazon. Jednak interesuje mnie również to, by pokazać szerzej jak cyfrowy kapitalizm, mimo swojego ulotnego, z pozoru niematerialnego charakteru, kształtuje nasze życie, relacje społeczne i powierzchnię Ziemi. Prawdopodobnie większość z nas postrzega gigantyczne internetowe firmy wyłącznie poprzez ich ekranowe interfejsy. Jednak gdzieś głębiej wszyscy zdajemy sobie sprawę, że za takimi firmami jak Amazon, Facebook czy Google stoi skomplikowana sieć logistycznych powiązań oraz niezliczone ilości serwerów i innych maszyn, okraszone wielką porcją energii elektrycznej i ludzkiej pracy. Wszystko to przesłaniają nam blaszane fasady hal magazynowych, a resztki uwagi odwracają urządzone według najnowszych mód korporacyjnych biurowe open space’y.
W 2014 roku gdy firma dopiero wchodziła do Polski, wnętrza Amazona fotografował Konrad Pustoła. Przełamując brechtowską barierę nieprzeniknionej fasady, doskonałe formalnie zdjęcia Pustoły z cyklu Transformacja pokazują bezludny niemal środek. Przestrzeń hal zapełniona jest taśmociągami i stanowiskami pracy, stosami przegródek i plastikowych koszy, nazywanych w amazońskim slangu „totami”. Nie takim zapamiętałem to miejsce. W grudniu zeszłego roku, gdy zatrudniłem się w firmie w czasie świątecznego szczytu, pełne było dających z siebie wszystko pracowników. Trudno, żeby pracowali inaczej, jeśli podlegają ciągłej kontroli wydajności, wyliczanej co godzina podczas dziesięciogodzinnych zmian.
W hali Amazona w podpoznańskich Sadach spędziłem kilka weekendowych nocy. Nie zmuszony przez sytuację ekonomiczną, ale z własnej woli i reporterskiej potrzeby doświadczenia tego, o czym chcę się wypowiadać. Nie zamierzam tam wracać z aparatem. Nie interesują mnie już ani bezludne wnętrza, ani fotografowanie pod czyimś nadzorem. Zresztą, Youtube pełny jest PRowych filmików z wizyt dla dziennikarzy albo innych specjalnych gości, oprowadzanych po magazynach. I tak nie da się z obrazu wyczytać, jak ciężka jest to praca. Jak po dziesięciu godzinach stania bolą nogi, jak mózg wariuje od powtarzania w skupieniu prawie identycznych sekwencji ruchów. Całą listę przewinień pracodawcy opisuje szeroko od dawna prasa, a działający wewnątrz związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej i Solidarności niezmordowanie walczą o poprawę warunków. Ci ludzie są w stanie działać lepiej niż jacykolwiek artyści i artystki.
Zaprezentowane tutaj zdjęcia to dopiero początek procesu, ale wskazują pewien kierunek. Widać na nich, że sam wolę pozostać już na zewnątrz: pokazywać anonimową, odhumanizowaną architekturę gigantycznych hal i zderzać ją ze wspomnieniami swoimi i innych pracujących wciąż w środku. Pamiętam doskonale te wyuczone ruchy i kolejność czynności. Podział pracy rodem z fabryk ubiegłego wieku i normę, której i tak nie udało mi się wypełnić. Głośny, nieustający szum taśm montażowych oraz pisk skanerów. I motywujące hasła, „zasady przywództwa” wypisane na ścianach szatni i stołówek. Jesteś tylko trybikiem, ale „wykazuj się postawą właścicielską”. Pracuj ciężko, baw się i twórz historię.